sobota, 23 maja 2009

wizyta Jacka (i dylematy m-oralne)

Właśnie odprowadziłem na traj-waj (linii 19 zresztą) Jacka - kolegę, z którym przepracowałem 4 lata (może 3, rok byłem przecież na zwolnieniu) wklepując ogłoszenia w komputer. Po raz kolejny zrobiłem retrospektywną wycieczkę i pomyślałem, że trochę przebimbałem te piękne lata wieku półmłodośredniego. Nie to, żebym się pompował, że teraz robię bógwico, ale jednak słabo się tam realizowałem i dziękuję Wam, Urszulo i Jasiu, że w drodze eliminacji zdjęliście ze mnie ciężar tej mozolnej pracy, do której chyba średnio się nadawałem.

W każdym razie Jacek jest głównie filozofem (takim z urodzenia, choć z wykształcenia też), więc podzieliłem się z nim moim blogowym dylematem. Dylemat jest taki:

W blogu chciałoby się pisać o wszystkim. To byłby blog terapeutyczny, oczyszczający, spowiedniczy, wypluwczy, pozwalający utoczyć zatrutą stresami i niesprawiedliwością Świata krew, wytykający palcem niesprawiedliwość i grubiaństwo itd. Jest jedno ale - jak miałbym pisać o wszystkim nie mógłbym pozwolić trafić na ten blog nikomu. Z drugiej strony po co komu blog, skoro nikt ma go nie czytać? Równie dobrze mógłbym sobie pisać pamiętnik w wordpadzie. Raczej chciałbym się dzielić tym, co myślę. W takim razie dobrze, ale gdzie postawić poprzeczkę, żeby za bardzo się nie uzewnętrzniać? I z czym się uzewnętrzniać a z czym nie? Pisać o tym, że miałem zły dzień bo mnie wkurwiła pani G? A jak pani G się dowie? A czy w ogóle pisać "wkurwiła", czy może "poirytowała" albo "doprowadziła do stanu wrzenia"?

Nie umiałem dostatecznie dobrze opisać Jackowi mojego problemu, za czym on nie umiał skutecznie rozwiać moich wątpliwości. W każdym razie już zaczynają się pierwsze dylematy. Czy pisząc, że praca w Anonsach była mało ambitna nie rażę w kilkunastu moich znajomych, którzy wciąż tam dziubią? Mam to olewać? Czy może "mam się tym nie przejmować"? Czy darować sobie w ogóle otwieranie tej szufladki? Nie wiem, zobaczymy, czas pokaże. Czuję, że to, co tu będę publikował będzie wypadkową chęci i "możenia" oraz "wypadania". Z dużym prawdopodobieństwem będę pisał tylko o rzeczach miłych, ciekawych, a w każdym razie bezpiecznych. Takich tematów też mam pod dostatkiem.

Choćby wizyta Jacka. Mamy wspólne hobby - fotografię (nie jedną fotografię rzecz jasna, fotografię jako czynności mające na celu zatrzymanie nieruchomego obrazu). Spędziliśmy 2 godziny gadając i moglibyśmy zapewne spędzić na tym samym kolejne 4. Tymczasem Jacek pojechał do Zielonej Góry na "sabat filozofów" (powinienem, mogę o tym pisać? czy nie?!). Próbowaliśmy sobie zrobić podwójny portret 10mm, ale wyszło w praniu, że to nie jest akcja do przeprowadzenia na 2 min. przed wyjściem. Zdjęcia po prostu są koszmarnie słabe - pomysł był ambitny, ale zupełnie nie dopracowany. W każdym razie dziękuję Jackowi za przemiłą wizytę, czekam na następne i kończę limerykiem tematycznym:

Raz Henryk w blogu napisał
Że sąsiad mu dzyndzlem zwisał
Zanim wstał rano
Ktoś kredką drucianą
Mu całe auto porysał!

1 komentarz:

  1. Wychodząc z jedynie słusznego sceptycznego założenia, że jeszcze nikt nigdy nikogo do niczego nie przekonał, nie próbowałem Cię Marcinie do niczego przekonywać. Wysłuchałem Twoich słów, a następnie wypowiedziałem swoje zdanie. Może je powtórzę, wierząć naiwnie w większą moc słowa pisanego nad mówionym. Trzeba pisać o tym, co nas uwiera, jest to bowiem forma uwolnienia się od tego, przynajmniej częściowo. Wypowiadać swoje myśli wprost nie przejmując się ich odbiorem. Z jednym rzetelnym zastrzeżeniem: nie krzywdzić. Jeżeli mówisz, że trzeba być idiotą, żeby codziennie rano skakać przez godzinę na jednej nodze usiłując przy tym czytać Horacego, to ja to zrozumiem, nawet, jeżeli takie właśnie jest moje hobby. Ale kiedy mówisz, że JA jestem idiotą, ponieważ tak właśnie się zachowuję, to mam pełne prawo odebrać to jako atak na siebie. Różnica jest taka, że w pierwszym przypadku wypowiadasz się o zjawisku i swoim stosunku do niego. Nikt nie ma prawa ani narzucać Ci tego stosunku, ani kneblować ust zabraniając wypowiedzieć go. W tym drugim przypadku wypowiadasz się o mnie i nie pytany, ogłaszasz wszystkim kim według Ciebie jestem - a to już krzywdzące. OK, nie rysuję dalej, mam nadzieję, że Cię przekonałem do swojego jedynie słusznego stanowiska.
    Pees. Byłem w Jeleniej Górze, a właściwie pod Jelenią Górą, a właściwie nad Jelenią Górą, w Przesiece, na szczycie góry, gdzie debatowaliśmy niby na jakimś Olimpie. Do następnego,
    Jacek

    OdpowiedzUsuń