sobota, 23 maja 2009

kiedyś trzeba zacząć...

Internotatnik od dawna chodził mi po głowie. Którejś nocy spontanicznie przedzierając się przez procedury założyłem to cudo. Od tamtej pory minęło wiele tygodni a ja kompletnie nie korzystam z mojej norki w sieci. To wcale nie znaczy, że nie mam nic do opowiedzenia - owszem, mam codziennie i to aż za dużo. Powód jest banalny - założyłem sobie, że będę publikował zdjęcia, których robię całkiem sporo. Tymczasem rozkład naszego mieszkanka sprawił, że mac, na którym mogę ocenić jakość fotki i zmniejszyć je na potrzeby publikacji służy głównie jako stacja audiowizualna, a nie robocza - zwyczajnie trudno mi przy nim usiąść tak, żeby wygodnie zerknąć na zdjęcia. Poza tym przez nieszczęśliwy zbieg okoliczności (i moje niedbalstwo) przez ostatnie trzy miesiące mam wgląd do sieci tylko za pomocą spaździerzonego laptopa i to po kablu - wszystkie media muszę nosić na penie (pociesznie zwanym przez moich znajomych "penisem"). Powodem drugim (albo kolejnym) jest regularny deficyt wolnego czasu, ale narzekanie na to już dawno wyszło z mody, więc nie narzekam. Zwłaszcza, że nie mam dzieci, psów, samochodów, własnego domu, ogrodu, dziesięciu akwariów słonowodnych, największej w kraju kolekcji kaktusów ani hodowli przepiórek.Właściciele takich właśnie dóbr są stanowczo uprzywilejowani w narzekaniach na nadmiar zajęć.
Ostatnio (niestety lub, jak kto woli, na szczęście) jest intensywnie zawodowo - z "kawy" i "rodzeństw w szołbyznesie" niemal płynnie przeszedłem na "matki popularnych mężczyzn" i "fenomen 07 zgłoś się" - przez ostatnie kilka dni na przemian produkowałem woskowinę wisząc na słuchawce i dostawałem nerwowych spazmów na zdjęciach. Za to wieczorami po troszku nadrabiając wielotygodniowe zaległości siedziałem nad zdjęciami z dwóch koncertów, kilku towarzyskich posiedzeń i trzech spacerów po Parku Saskim i Łazienkach - właśnie, tak to jest, że w wolnej chwili wolę się powłóczyć niż gnić przed komputerem. Pewien komfort finansowy jaki zapewnia wizja znośnej ilości zleceń skłonił mnie do kolejnego kompulsywnego fotozakupu. Sam przed sobą i przed kimkolwiek innym mogę się wytłumaczyć tak, że na tym zakupie nie stracę - po raz kolejny (po osławionym ekspresie do kawy;) atak na serwis aukcyjny pozwolił mi na ruch, na którym w każdej chwili mogę zarobić kilkaset złotych; sam ten fakt przyprawia mnie o banana na twarzy. Naprawdę na aukcji da się kupić świetny sprzęt za 60% ceny. Tyle, że trzeba zaglądać do "swoich" działów kilkanaście razy dziennie i mieć trochę szczęścia;)
No i takie to są sprawy, panie.... Dzisiaj pewnie też nie zasiadłbym do uzewnętrzniania się, ale słońce wychodzi co pół godziny na pięć minut, ekspozycja jest słaba, dmie wicher (czego serdecznie nienawidzę), Magda w pracy więc postanowiłem ruszyć tutaj palcem. Ok, spróbuję dzisiaj wrzucić jakieś fotki, choćby z ostatniego koncertu mojej macierzystej orkiesty, która - o smutku mój - od ponad dwóch lat rozwija się beze mnie...
Ahm, no i jeszcze irytuje mnie brak wiedzy o metodach personalizacji bloga tudzież moje lenistwo nie pozwalające mi na posiąście tejże - dlaczego mam mieć te zasrane kolorowe kropeczki jak w kilku milionach innych blogów?! Przecież tylko ja jestem ja?! I chcę sobie sam zaprojektować tło i bannery?! Poza tym jeszcze mnie cycki nie swędzą, żeby bloggowwaćć o 6 rano, to było pisane o 16 ale nie mogę zmienić tej chędożonej godziny... eh, technika i jeliektronika...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz