czwartek, 25 czerwca 2009

Emeryting.

Jest homesitting, może być emeryting. Tak nazwałbym stan, w który popada człowiek przymusowo urlopowany, przyzwyczajony do pędu czasu. Przyzwyczaiłem się do walki o wolną godzinę, teraz wszystko przychodzi bez walki, więc tak nie cieszy. Magda nie ma urlopu - radzę sobie sam. Nadrabiam zaległości w lekturze branżowej (udało mi się pozyskać kilka dobrych, klasycznych i nowoczesnych książek o fotografii i obróbce w pdf-ach i help-plikach - świetna sprawa), przeglądam blogi i inne takie miejsca, zwiedzam miasto. Właśnie, niby prawie wszędzie już byłem, ale gówno tam byłem;). Ostatnio złaziłem Powiśle z Solcem, solidną część Mokotowa-Golonkowa (Emka twierdzi, że "mocoto" to po portugalsku golonka; jest fantastyczna brazylijska grupa Trio Mocoto) i poniekąd Ochotę. Mam drobne oszczędności fotograficzne, które zamierzam wydać teraz (jak nie teraz to jest ryzyko, że te zdjęcia nigdzie w ogóle nie zaistnieją).
Któregoś dnia (z tydzień temu) szedłem przez Łazienki i gadałem z Gośką, która drzewiej słusznie zarzucała mi, że robię widokówki, a nie zdjęcia. No i tak gadając wyszedłem na Agrykolę i zobaczyłem dzikie stado piłek do kosza. Było ich tyle:


Cały czas dodmuchiwali następne. Podszedł do mnie jakiś amerykański pan i powiedział, że mogę się skupiać na logu organizacji, które jest na każdej piłce i że są dwa rozmiary: szóstka dla dziewczynek i siódemka dla chłopców. Bogatszy o tę niezwykle praktyczną wiedzę poszedłem dalej.

Co do Łazienek - strasznie się ostatnimi czasy rozbestwiły wiewiórki. Wyobraźcie sobie, że trudność z foceniem rudego szmatławca wynika najczęściej z tego, że za blisko podchodzą.


No i jeszcze mają za nerwowe ruchy, jakieś wiecznie podniecone to to takie. Zjadłem kiedyś dużo laskowych, ale wcale tak po nich nie biegałem.


"Wiem, że lepszego zdjęcia wiewiórki już w życiu nie zrobię" powiedział mój kolega, który Łazienki złaził z aparatem dziesiątki razy. Ja na razie nie mogę tego powiedzieć - te, chociaż niektórym brakuje ostrości, uważam zaledwie za niezłe. Do doskonałości to im daleko.


Zapowrzucam dalszą partię portretów ulicznych. Ahm, może wcześniej skoro jesteśmy przy faunie, kot.
Jaka jest recepta na udane zdjęcie płochego mruczka? Ano taka: wypatrujemy sierściucha, który właśnie włazi pod/przed/za samochód. Sierściuch znika z pola widzenia ale - wiadomo - zaraz wyjdzie i przez ułamek sekundy będzie miał pozę i minę wartą uwiecznienia. Na twarzy kota mianowicie będzie zdziwienie, bo zobaczy, jak wygrywając podchody przewidywawczo kucnęliśmy dwa metry dalej i z zaskoczenia patrzymy nań szklanym okiem. Wystarczy dość dobry AF (chociaż można wcześniej podostrzyć np. na zderzak; kot, jak to kot, nie musi wyjść akurat za zderzakiem, ale może), umiejętność przewidywania i doświadczenie w grach losowych - zdjęcie sierściucha z przyczajki gotowe:


Jak kot się nie sfajda ze strachu i nie zwieje ze zręcznością wiewiórki, można ćwiczyć go dalej - aż sobie pójdzie. Ten: niby miły, ale jakiś foch gości na obliczu, hę?


Łącznikiem między wątkiem zwierzęcym i ludzkim niech będzie ptactwo.


Te gołębie ze Starówki chyba latają gdzieś na międzyrzyganie, bo wycieczkowicze i autochtoni skarmiają je obficie od świtu do nocy waflami od lodów, bułką paryską, starą kanapką, resztką kebaba i co tam jeszcze w torebce się podpsuwa. Wygląda to mniej-więcej i między innymi tak:


Starówka w weekend to fabryka nowożeńców. W zeszły mijałem kilkanaście ślubnych zamieszań.


Ta fotka wyżej jest akurat zrobiona gdzieś koło Myśliwieckiej. Urocze miejsce jest oblęgane przez fotografów i pary: dobry plener na sesje przedślubne. Popstrykałem trochę z tarasu "na kyla" taką jedną parę. Zdjęcia wyszły ładne, ale na tyle zwykłe że nie prezentuję.

Dalej doszedłem sobie do dworca Powiśle:


Popatrzyłem i chciałem coś podziałać - uważam ten dworzec za perełkę architektury, ale jakoś stamtąd, gdzie na niego trafiłem nic mi się szczególnego nie objawiło, więc poszedłem dalej. Zrobiłem sobie taki sentymentalny spacer dokładnie tą trasą, którą niecały rok temu przemierzyłem z nowo nabytą stałką pięćdziesiątką - Nikonem Series-E (przyniosłem wtedy parę fajnych zdjęć, ale pamiętam głównie to, że ów Nikon był średnio fajny: fatalne powłoki, kiepski kontrast itd. Bo i tani - trudno spodziewać się cudów po obiektywie za 180pln). Idąc przypominałem sobie wszystkie postoje, dawne kadry i pozastanawiałem się, co się zmieniło w moim widzeniu przez wizjer od tamtej pory. Nie pamiętam, czy doszedłem do konstruktywnych wniosków, w każdym razie wśród zastanowienia doszedłem tutaj:


Wtedy zresztą też doszedłem tutaj - jakże by inaczej. Zgodnie z zapowiedziami niebios za moment zaczęła się mokrość, więc grzecznie wróciłem w pielesze.

Wracając do tematów ślubnych - z uroczystości starówkowych też mam trochę arcydzieł. Ciekawsze to na przykład takie:

"...pamiętam jak dziś, też jechałam samochodem z takim bukietem.." - pomyślała Pani, a łezka utkwiła jej w kąciku oka i wyschła smagana popołudniowym wiatrem.


portrecik młodego, ślubnego gościa na tle starych, czerwonych cegieł:


...i jeszcze foto jak z angielskiej ulicy, jestem z niego zadowolony:


Jeszcze kilka streetowych potretów i będzie komplet;) Wrzucam w jeden wór, bo już nie mam mocy tego opisywać i segregować. A propos, moja mama stwierdziła, że zdjęcia ludzi żebrzących i w niedoli są nie okej. Ja nie wiem, mam do tego inne podejście - to element życia, element ulicy. Nie chcę utrwalać tylko szczęśliwych i pięknych homo sapiensów w wieku 18-35, albowiem życie to nie tylko oni (mocno poleciałem, a co!). A już zupełnie nie tylko oni stanowią o charakterze warszawskich ulic. A może tych starszych, często samotnych nikt nie uwiecznił od nastu lat?! Zawsze mogą liczyć na łagodne oko Wuja Kota:). Jak dostrzegam, że ktoś ewidentnie nie chce wsiąść na kartę - grzecznie sobie daruję. Rzadko muszę. Poza tym jeszcze jedna kwestia - te strony mają znikomą oglądalność, więc można śmiało stwierdzić, że nikomu nie szkodzę.

Ani pani


...ani panu


(chociaż zaraz... pan drajwer wyżej nieźle mnie obciął okiem przedwojennego, srogiego profesora: "cotymitutaj, syneczku?!". Wyszedł ciekawie, więc pokazuję)

...ani panu:


...a i reszcie raczej nie:


Młodzież reprezentuje dzisiaj Dziecięca Orkiestra Komercyjna - w sumie z zatroskanych oblicz i w ogóle jakoś tak wyglądają na lata trzydzieste:


Na zakończenie coś podlinkuję.
Zafascynowała mnie uliczna, warszawska legenda Czarnego Romana. Tacy właśnie dżentelmeni są dla mnie solą ulicy. Osobiście jeszcze go nie spotkałem (albo nie zauważyłem, chociaż jestem czujny jak pies podwójny).

Ostatnio trafiłem na fotoblog niejakiego Bartka Pogody. Bartek dużo widział i jak utrzyma tendencję - zobaczy Świat cały. Fotorelacje polecam, świetnie się ogląda.

Rzeczy śmieszne - fail pictures. To jest tak głupie, że musi być amerykańskie;) Sorry, Królik;) Kolekcja zdjęć różnych wtop i upadków. Następne zdjęcie można obejrzeć po zagłosowaniu na aktualne. Spędziłem kiedyś na tym z 20min. - wyszperałem może z 10 rodzynków, na przykład taki:


pzdr#

niedziela, 21 czerwca 2009

Cuda wianki.


Łaziłem ostatnio po Starówce. Tak, owszem, właśnie znowu po Starówce. Już wiem, dlaczego stamtąd zawsze przynoszę tyle zdjęć. To bardzo proste: człowiek z aparatem z momentem wejścia na Nowy Świat staje się normą i wtapia w tłum. Uzupełnia rzeczywistość tak, jak na plaży człowiek w bikini (kobieta w bikini). W zasadzie zdecyduję się na inne, równie nośne porównanie: jak nadrzeczne szuwary rybak. W każdym razie 50% spacerowiczów robi zdjęcia. Z tego 99% zajmuje się architekturą i/oraz pamiątkowymi fotografiami: w objęciach Kolumny Zygmunta, na tle pucybuta, obok śmiesznego kamienia, za koniem z dorożką, obok konia z dorożką, obok dorożki, w okolicy rikszy, koło pana z balonami, na tle Japonki z kamerą, przy limuzynie ślubnej, z nogą/dupą/głową w fontannie itd. W związku z tym pozycja człowieka z obiektywem skierowanym prosto na poziomie oczu jest naturalna i nikogo nie gorszy. To wcale nie znaczy, że to takie proste siepać zbliżenia bliźnim. W każdym razie da się. Niech za słowami podążą dowody. Porzucę chronologię i opublikuję najpierw zdjęcia z wczoraj, czyli z popołudnia wianków (w kolejce poczeka kilka zdjęć z przedwczoraja, które też chciałbym Wam pokazać). Piszę "popołudnia wianków", a nie "wianków", ponieważ uroczystości wiankowe i obserwacje stamtąd to tylko część zbiorów datowanych na 20 czerwca 2009. Zanim doszedłem na rynek Nowego Miasta i dalej, na miejsce imprezy widziałem całe mnóstwo sytuacji. Na przykład takie:


w życiu liczy się to, żeby patrzeć w jedną stronę;)


Pan na dole sprzedawał latające śmigiełka. Jak widać używał techniki prezentacji produktu sprawdzonej przez pokolenia sprzedawców maści na szczury. Jedyna innowacja w pracy tego komiwojażera to komunikacja cyfrowa


Koń po raz wtóry. Wiem, że nie powinienem drugi raz go tu wpuszczać, ale nie mogę się oprzeć - podoba mi się na tym zdjęciu


A to ów Pan Kubański Kozak, który był prezentowany w nieco szerszym planie w starszym poście. Tym razem siedział kilkaset metrów od poprzedniej lokacji. Takie spojrzenie zdecydowanie zmienia wizerunek Pana Kubańskiego, który znacznie zyskał dumy i ogólnie mocy. W sumie lubię go.


Dopiero w domu zobaczyłem, na czym polega nieszczęście tej staromiejskiej dziewczynki; byłem tak skupiony na jej twarzy, że zwyczajnie mi to umknęło. Zastanawiałem się, czy wrzucić to zdjęcie; chyba z tych wszystkich zdjęć to przykuło moją uwagę najbardziej, więc wrzucam.


...no i jeszcze zabawy z bronią:). Wyszło trochę jak kadr z filmu. Ten przyjaciel rewolwerowca z tyłu bardzo kojarzy mi się z jakąś tolkienowską postacią.


"mamo, daj zeta na bzdeta";-p


Niżej - Pan Rysownik-Karykaturzysta. Darzę dużym szacunkiem tych, którzy naprawdę COŚ sprzedają. Najbardziej żenujący jest dla mnie widok 20-letnich, miernych pseudomuzyków, którzy grają dwa hity pod rząd na marnych gitarach (zresztą na lepszych lepiej by nie zagrali) i rżną takich, co to uczciwą pracą zarabiają na ulicy. Dla mnie to zwykła żebranina: każdej takiej formie zarobkowania powinien toważyszyć jakiś poziom. Sto razy lżejszą ręką daję blaszaka Panu Kubańskiemu Kozakowi, niż zbierającym na wino niedzielnym instrumentalistom. Pan Rysownik-Karykaturzysta to następny level. Ma duży talent, rozwinął go i godnie na nim zarabia


Jeszcze inna sprawa to Pan Amerykański Preacher. Chłop z takim zacięciem głosi prawdy, że zmusił mnie do słuchania. I dam sobie rękę uciąć, że głosi za darmo. Mówił bardzo ogólnie, ale za to donośnie. Jednym słowem to było chyba ABC dla potencjalnych początkujących katolików, bo najczęściej powtarzała się uniwersalna rada, żeby żyć w zgodzie z przykazaniami.


...a to jakaś obiecująca artystka, ale kompletnie nie znam jej personaliów - musiałem mrugnąć jak ją przedstawiali. Śpiewała jakiś cover, chyba ładnie: nie słyszałem, bo robiłem jej zdjęcia.



(Zrobiłem taką obserwację: niezależnie od tego, ile zdjęć przynoszę - rzeczy smutne, wesołe i neutralne występują na nich w mniej więcej równych proporcjach.)

Dopszzz, przejdźmy do wianków. Na imprezie było co pooglądać, melanż tysięcy charakterów, które przywiało na błonia robił naprawdę spore wrażenie. Tym razem zacznijmy od nieletnich...


Nie wiem, czy Wam się spodoba, ale jak dla mnie Pani Króliczek (sorry, nie ma nieba:/) rządzi..


A, jest i Pan Bokser przecież... zacna sytuacja:


Poniżej smutne, społeczne zdjęcie. Syndrom pustego kosza, sikacz w plastikach króluje dosłownie i w przenośni - królewskie z kija 50/50 z wodą, bez soku nie podchodź:


O samej imprezie nie napisze zbyt wiele więcej, niż widać. Były kiełbaski, kukurydze, "Paaańska skórka, uoooobwarzaneczki świeże!!", baloniki na patyku, zbieracze puszek, podmiejscy karatecy, znudzone grupy krwiożerczych nastolatków i zmasakrowane przez festynowy biznes małoletnie ofiary skutecznie lub mniej konkurujące o uwagę opiekunów z litrami królewskiego sikacza. Słowem: targowisko próżności;) Tak to właśnie wyglądało. Pewnie wyglądało zarazem zupełnie inaczej, bo gdzie czworo oczu tam przynajmniej dwa punkty widzenia. Ja staram się oddać mój punkt. W zasadzie trzeba się liczyć z tym, że kilku sytuacji, które mogłyby zaważyć na ogólnym obrazie iwentu nie ma na tych zdjęciach.

Za ciosem może niech pójdzie zeszłoroczny materiał z otwarcia sezonu motocyklowego na Bemowie. Zastanawiam się, co bym przyniósł stamtąd, jakbym nie pracował, tylko był rekreacyjnie.



Wracając do współczesności - kwestia techniczna: ponownie (już chyba kiedyś pisałem) zwracam się do purystów fotografii (o ile tacy tutaj goszczą;) o tolerancję wobec niedoskonałości materiałów. Cóż, nie jestem profesjonalistą, niektóre kadry zwyczajnie chrzanię (nie sposób czasami utrzymać 300mm na 1/10s, zresztą ludzie, wyobraźcie sobie, są dość ruchliwi; chociaż to i tak betka w porównaniu z choćby z sikorkami). Wiem, że niektórym zdjęciom brakuje ostrości, mogą być poruszone lub przepalone. Te, które decyduję się pokazać, choć niedoskonałe technicznie, są moim zdaniem dużo ciekawsze od sterylnych portretów. Zresztą często wybór jest taki: zrobić zdjęcie tak, jak się da albo nie robić wcale. Już dawno ktoś mądry (wstyd, nie pamiętam kto) powiedział, że najlepszy aparat fotograficzny to ten, który akurat ma się przy sobie. W myśl tego ja piszę: najlepsze zdjęcie to takie, jakie akurat udało się nam zrobić:)
Jeżeli można sobie pozwolić na komfort niczym nie zmąconego kadrowania to jest taki temat: są miejsca, gdzie da się zrobić zdjęcie, w którym po odpowiedniej obróbce temat kompletnie odcina się od tła. Ba, tła praktycznie nie ma. Stąd mój pomysł, który jest syntezą głębokiej, filozoficznej zadumy nad multizłożonością wszech rzeczy oraz rosnącą świadomością czynnego użytkownika takiego jednego programu do obróbki grafiki. Pomysł nosi tytuł nieczyste sumienie:


Tymże akcentem przywołuję Was do wejrzenia wgłąb siebie. Czyż nie musicie zamykać oczu przy goleniu bród i makijażu? Czy możecie spojrzeć sobie z 2 centymetrów w oczy?!?! No dobra, poleciałem trochę, potraktujmy to lekko, jak baloniki.


EDIT: Na tej stronie gościli ludzie, którzy trafili tutaj wpisując w google między innymi takie frazy:
- "Co to jest za choroba u kota jeżeli robi się cały żółty?" - oto jedna
- "www moj kot jest bez jednego oka czy bedzie zyc
" - oto druga

Mam tyle pomysłów na komentarz, że aż mi się nie chce pisać;P
pzdr#