piątek, 12 czerwca 2009

Tygiel na Starówce/"Panie, daj na bułkę " versus "Mamo, kup mi balon"


Mam nadzieję, że nikt nie posądza mnie o słomiany zapał:) Dziennikarski żywot taki jest - raz mogę codziennie uroczo spędzać czas obnażając się w sieci, innym razem przez tydzień nie mam kiedy wsadzić oka w wizjer. Tu dochodzimy do prostego wniosku: skoro nie piszę jak nie mam nic świeżego do pokazania - to jest chyba fotoblog. Tak zostanie, bo nie chcę się zanadto rozpisywać o życiu osobistym. Za znacznie ciekawsze i godne publikacji uważam grzebanie w cudzych życiach.
Wczoraj widziałem z milion żyć. Magda pracowała, słońce świeciło a ja łaziłem. Złaziłem Starówkę tyle razy, że mogę zostać przewodnikiem. Widziałem po pięć razy oba rynki, byłem w każdej bocznej uliczce. Od kiedy przestałem muzykować bardzo brakowało mi takiej formy spędzania czasu, która kompletnie odwraca uwagę od wszystkiego innego, absorbuje w 1000%. Mam to znowu;)

Starówka w Boże Ciało i piękną pogodę to prawdziwy socjologiczny poligon. Co krok dzieją się drobne cuda na patyku. Coraz lepiej idzie mi walka z obawami przed niczym nie zmąconą bezczelną i natrętną fotografią uliczną Coś czego unikałem przez ostatnie dwa lata. Orzekam, że to czas bezpowrotnie stracony i małymi kroczkami nadrabiam.

Przez szacunek na pierwszy ogień zapraszam ludzi dojrzałych. Są najbardziej godni uwagi.


Praska kapela - jest chyba tak opstrykana, że jakby zdjęcie zabierał kawałek duszy to Panowie Muzycy już dawno byliby bezduszni.


Refleksja ogólna jest taka: nie opłaci się jechać na Kubę. Przecież to wszystko jest tutaj.
Tą refleksją - i kapelą - przechodzimy do różnych form pozyskiwania środków do życia:


Woźnica - ma bat na twarzy, ale to jedyne ostre zdjęcie, jakie udało się mi zrobić. Mi osobiście nawet z tym batem się widzi, przynajmniej widać, że woźnica;)


Na tą panią wyżej zaczaiłem się z dwóch metrów jak molestowała dewizowców przy stolikach na Rynku. Odwróciła się, zobaczyła mnie i coś powiedziała pod nosem. Od tamtej pory nie opuszcza mnie lęk, że wisi na mnie śmiertelna klątwa Cyganki. Można to jakoś sprawdzić?


A ten pan to już zupełnie ucieleśnienie Kuby. Na początku myślałem, że nie ma nogi i doczepił sobie jakieś kółko, ale jednak wnikliwa analiza dokumentacji wykazała, że pan ma wszystkie członki.


Sprawa kolejna - dzieci. Jak już wspominałem - starsi i dzieci są dla mnie tak interesujący, ż nikt inny mógłby nie chodzić po ulicy. Nie zmienia to faktu, że ani do dzieci, ani do starszych ludzi mi nie spieszno.


Sprawa ostatnia - młodzież i zwierzęta;). Mam nadzieję, że żadna grupa się nie obrazi za umieszczenie w jednym worze. Tutaj jest skromnie, bo tak: koń jaki jest - każdy widzi.


Psy - fajne, ale tylko niektóre na tyle oryginalne, że godne zaistnienia na łamach.


Spacer z tymi trzema mikrymi podszczekujkami musi trwać godzinami - co druga rodzina kłania się nisko, żeby pogłskać chociaż jeden egzemplaż a potem katuje starszą właścicielkę banałmi w stylu: jak to jest mieć trzy identyczne pieski? Ciekawe, czy kobiecina zadaje sobie pytania w stylu: “dlaczego nikt nie pyta akwarysty, jak to jest mieć pięnaście rybek?”

A młodzież.. ehh.. ta dzisiejsza młodzież)


Na koniec kawałek staromiejskiego folkloru. Miejscowy King Brus Li Karate Miszcz:


I fotka oddająca nieśmiertelną władzę Versace w garderobach ekskluzywnych właścicielek piesków-maskotek:


Niektóre zdjęcia są ciemne i ja to doskonale wiem - takiego mam stajla. Taka obróbka mi odpowiada, ale wiem, że nie wszyscy lubieją. Widziałem moje ciemne zdjęcia na jakichś 4 komputerach i wszędzie była widoczność.

I takie to są sprawy... Zaraz zaczyna mi się niezły młynek. Dostałem od moich ex-kapelan propozycję zagrania w korowodzie w Krakowie. Wachnąłem się ze dwa razy i oczywiście - jadę. Musimy wyjechać z Lublina w sobotę koło 6, żeby dojechać i o 11 zagrać jak ludzie. Prosto stamtąd jedziemy do Puław pożegnać Sylwię, która jest bezpowrotnie stracona dla Świata - wychodzi, biedactwo, za mąż . Przy dobrych wiatrach w ciąu doby przejadę 2x400km, utoczę litr potu na krakowskie ziemie, pojjem (właśnie, jest takie słwo - pojjem? mam zaćmę, może powinno być pojję! Wydajem mi siem, ż od dwudziestu kilku lat mówię“pojjem sobie...” i tak chyba jest dobrze, ee?; z drugiej strony mówi się “pośpię... kompletnie nie umiem zdiagnozować tego zjawiska: raz na jakiś czas na śmierć zapominam, jak pisał się jakiś oczywisty wyraz. Jak już zapomnę - potrafię miesiącami robić okrutnego byka a potem jak przyszło, tak przechodzi i piszę poprawnię), popiję i może nawet zatańczę. Ciekawe, czy mój starczy organizm wytrzyma taki napięy harmonogram.
sija#

3 komentarze:

  1. Jeżeli to jest urobek z jednego tylko spaceru, to czapką kłaniam się nisko do ziemi - j.z.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, Jacku, z jednego. Mam taką technikę: chodzę rzadko, ale jak już wyjdę to siepię do skurczu palca;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak właśnie, Kicku drogi, przeczuwałam oglądając kolejne Twoje zdjęcia na wiadomym portalu społecznościowym, że podobnie jak ja lubisz oglądać tudzież uwieczniać świat przez aparat fotograficzny. Słusznie w każdej mierze. Nigdy w życiu żadne hobby nie wciągnęło mnie bardziej. Odpoczywam ledwo dysząc na plenerze forograficznym, czuję się wspaniale pełzając w trawie w polowaniu na robale, uwielbiam robić zdjęcia synkowi, ludziom na ulicy, znajomym, śluby, wesela, chrzciny... długo tak mogę... Zresztą wiesz o co chodzi...

    OdpowiedzUsuń